Szukaj |
>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
|
|
|
Samuel i chwała Helma...
Nie codziennie słyszy się taką historię jak ta przyjacielu. Usiądź i rozgość się. To co za chwile ci opowiem z pewnością cię zadziwi, możesz z początku nie wierzyć w me słowa, jednak zapewniam cię, że są one najszczerszą prawdą. Opowiem ci o pewnym paladynie. Jednak nie o takim z mitów i legend. A o prawdziwej istocie z krwi i kości, która mimo, że pokrzywdzona przez los, stara się czynić dobro w imię swego boga…
Samuel Yosemite urodził się 32 lata temu w małej wiosce, niedaleko Waterdeep. Został powołany do życia dzięki miłości jaką sławny wybraniec boga poranka, Lathander’a, Adon Yosemite, żywił do pewnej wioskowej dziewczyny. Niestety, nastały ciężkie czasy. Ojciec zostawił rodzinie dużą sumę pieniędzy i zmuszony był wyruszyć na wojnę w celu bronienia granic przed najeźdźcami. W swych młodych latach Samuel nie uchodził za lubianego wśród swych rówieśników, co więcej, niejednokrotnie był przez nich bity i upokarzany. Nie miał też ojca który mógł by służyć mu pomocną dłonią, czy choćby radą. Nigdy jednak nie poddawał się bez walki. Zawsze starał się powalić choć jednego przeciwnika, walczyć do utraty przytomności, nie dać swym wrogom satysfakcji. Już wtedy więc ukazywał przebłyski swej niezwykłej determinacji. Jednak lata mijały, a sytuacja w jego życiu wcale się nie zmieniała. Nikogo więc zapewne nie zdziwi fakt, że wraz z biegiem czasu, stał się wyjątkowo aspołecznym, stroniącym od innych ludzi osobnikiem. Uważał innych przedstawicieli swej rasy za głupców, bestie gorsze od zwierząt, które nie są warte jego uwagi i wszystkie powinny zostać zgładzone. Przeklinał ich dniami i nocami, pragnął ich zguby z całego serca. Sam zapragnął oddzielić się od źródła zepsucia, jakim była cywilizacja. Świat który go otaczał, był wobec niego wrogi i odczuwał i wiedział to doskonale. Lub przynajmniej tak uważał. Jednak los pokierował nim zupełnie inaczej, w sposób którego się nie spodziewał. Spędzając kolejny dzień swej niedoli z daleka od swej rodzimej wioski, trafił do świątyni Helma. Doznał tam spokoju, a uczucie niepewności i prześladowania które od dawna mu towarzyszyło zostało oddalone niczym za pomocą różdżki potężnego maga. Wtedy zaś zrozumiał swoje powołanie. Zapragnął służyć z całego serca Bogu Strażników, w jakiś sposób odwdzięczyć się za to co ten dla niego uczynił, ponieważ wiedział, że cud który uzdrowił jego psychikę pochodził właśnie od Helma. Poprosił najwyższego kapłana by ten wcielił go w rangi paladynów. Ten, choć znał pogłoski krążące wokół osoby Samuela, zgodził się ze względu na fakt, że Adon, ojciec chłopca, pochodził z wyższej klasy społecznej i do tego sam przecież był paladynem, a gdyby prośba jego syna o przyjęcie nie została pozytywnie rozpatrzona, mogło by się to zakończyć wielkim skandalem. Na którym mogła by przecież ucierpieć już dość nadwyrężona w tamtym okresie reputacja kościoła. Sam został więc przyjęty. Nie oznacza to jednak, że odtąd jego historia była pełna optymizmu i dobrej passy. Wielki kapłan wychodził z założenia, że jeśli rekrut zrezygnuje z własnej, nieprzymuszonej woli, nie będzie mógł mieć pretensji do nikogo z wyjątkiem samego siebie. Najwyższy zaś, miał subtelne sposoby by „dopomóc” takiej wersji wydarzeń. Życie było więc dlań równie złe jak wcześniej, po prostu w nieco innym wydaniu. Każdej nocy młody Yosemite wracał do koszar zmordowany, jego duma, honor i poczucie własnej wartości były nieprzeciętnie zszargane. Starszy paladyn, a nawet inni rekruci nie okazywali względem niego żadnej litości, nie mówiąc już o mitologicznej, braterskiej miłości jaką żywią do siebie paladyni o której tak wiele się mówi. Nie wierzcie w takie bzdury. To bujda. Młodzik nie poddawał się jednak. Jego żelazna wola i nieprzerwane trwanie w swym postanowieniu pchały go do przodu. Miał ogromny dług do spłacenia względem Helma. Na razie jednak zdołał spłacić go zaiste niewiele. Z każdym dniem pokonywał kolejne trudności. Brnął między błotem, krwią i łzami. I wreszcie osiągnął swój cel. Zrobił to co wielu się nie udało. Został pasowany na młodszego paladyna. Myli się jednak ten, kto sądzi, że wraz z osiągnięciem owego zaszczytu, w tym zniszczonym i umęczonym życiem, młodym człowieku dokonała się jakakolwiek wewnętrzna przemiana. Pozostał taki jak kilka lat wcześniej. Jednak spokojniejszy i utwierdzony w swych postanowieniach i dążeniu do celu. Co za tym idzie, wcale nie darzył ludzi jakąkolwiek sympatią, raczej uważał ich za zło konieczne. Jego jedyną miłością, a co za tym idzie celem egzystencji, stał się Helm. Dla niego jadł, dla niego oddychał, spał. I działał. Robił wszystko, aby lepiej mu służyć. Taki fanatyzm nie mógł oczywiście zbyt długo pozostać w ukryciu. A młodzian nie starał się nawet aby go zataić. Znajdował się jednak w miejscu, gdzie zachowanie tego typu było raczej chwalone aniżeli tępione. Szybko awansował na pełnoprawnego Paladyna, a przez swą stanowczość i poszanowanie honoru został mu nadany tytuł: Błękitny Jastrząb. Wyruszał na coraz to trudniejsze krucjaty. Było ich bardzo wiele, każda z nich krótsza od poprzedniej. W przeciągu trzech lat nauczył się biegle mówić po elficku. Jego przełożony jednak, wciąż żywił względem niego negatywne uczucia. Nie dziwi więc fakt, że kiedy nastąpił podział oddziałowy, do jego grupy został przyporządkowany dość nietypowy osobnik. Był to elf z Podmroku. Pół Drow o imieniu Ilion, który zapragnął służyć Panu Strażników. Sytuacja ta może teraz śmieszyć, ponieważ zaiste trudno jest sobie nawet wizualizować mrocznego elfa w zbroi przyozdobionej o insygnia Helma. Samuel mógł sobie wyobrazić jak najwyższy kapłan śmiał się z niego w duchu. Zapewne jego przełożony myślał sobie, że uda mu się ubić dwa ptaki jednym kamieniem. Pozbędzie się niewygodnego paladyna o niepokojącej przeszłości i elfa który wypełzł w Podmroku. Paladyn jednak o to nie dbał. Nie żywił też specjalnych uprzedzeń względem nowego kompana. Obaj byli małomówni, wręcz milczący, apatyczni i nie wchodzili sobie w drogę. Pasowali do siebie, a Samuel wychodził z założenia że mroczny elf, skoro tylko służył Helmowi, był jego bratem w walce ze złem. Wkrótce zaś stał się czymś więcej, szczerym przyjacielem, choć Yosemite nigdy by się do tego nie przyznał, nawet krojony nad żywym ogniem. Wykonali razem wiele zadań ku chwale Wielkiego Strażnika. Z wykryciem faktu pochodzenia Ilion’a także doskonale sobie radzili. Elf bowiem, świetnie potrafił maskować swoje jestestwo, czy to zwyczajnie nosząc pełny hełm i rękawice, czy też pozostając w kapturze i stroniąc od światła. Potem pojawił się trzeci który dołączył do ich grona. Był kapłanem z profesji, ale poza tym, był równie nietypowy jak pozostała dwójka. Dzierżył w sobie bowiem niewielką cząstkę niebiańskiej istoty. Był Aasimarem, co zdradzał bez trudu jego wygląd. Samuel nigdy nie zapytał czemu, ani w wyniku jakich wydarzeń został do nich przydzielony. Kontakty jakie z nim utrzymywał były zimne i sprowadzały się jedynie do wykonywania zadań ku chwale jego boga. Wierzył w Helma całym sercem i w to że jego decyzje były nieomylne i sprawiedliwe. I tylko tyle się liczyło. Czas mijał. Samuel w dalszym ciągu poszerzał swe umiejętności. Uczył się jeździć konno, historii swej wiary, uczył się nawet jak uśmierzać ból innych. Wraz z pozostałą dwójką nadal wykonywał zadania ku chwale swego boga. Robi to po dziś dzień. I będzie robić, póki jego dotknięte złem świata serce wciąż pompuje krew. Choć niewiadomo, czy nie ulegnie ono mrokom drzemiącym głęboko wewnątrz, to bowiem tylko czas może ukazać…
Od Autora: Jest to krótka historia a zarazem pomysł dla was drodzy MG na ciekawą, jak mi się wydaje grupę NPC. Jeśli tylko użyjecie nieco wyobraźni i umiejętności, to poddany wam przeze mnie pomysł z pewnością ożywi nieco sesję w dogodnym momencie gry…
„Ludzka głupota jest największym złem jakiego można się dopuścić wobec tego świata”
- Samuel Yosemite
Justice. |
komentarz[38] | |
|
|
|
|
|
Komentarze do "Samuel i chwała Helma..." |
|
|
|
|
|
|
|