Szukaj |
>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
|
|
|
Tańczące Ostrza
Cięcie, unik, blok, odepchnięcie. Ostry sejmitar wbił się gładko w ciało orka, który osunął się na ziemię. Mroczny elf przekręcił rękojeść miecza tak, że w ciele ofiary powstała dziura wielkości pięści. Szybkim ruchem wyciągnął miecz. Krew orka prysnęła mu na twarz. Zdawał się tego nie zauważyć, bowiem był w szale walki. Zobaczył przed sobą dwóch następnych, a zarazem już ostatnich przeciwników. Ruszył w ich stronę. Wyskoczył w górę, przekoziołkował w powietrzu, wykorzystując siłę pędu wykonał zamach dwoma ostrzami i jednocześnie przeciął nieprzyjaciół na pół. Zdumieni orkowie, zdążyli tylko wymienić między sobą spojrzenia, poczym ich ciała bezwładnie opadły dzieląc się na cztery części. Nienawidził tych stworzeń, mimo, że niczym nie nagrabili sobie u niego, powycinał ich w pień. Najbardziej denerwowało go to, że zabijali dla zabawy i bez powodu.
Durth, tak miał bowiem na imię drow, zatoczył łuk mieczami i schował je do pochew, nie zwracając uwagi na to, iż nadal ociekały krwią. Był wysokim, szczupłym i dobrze zbudowanym mrocznym elfem. Włosy miał długie i białe, oczy zaś były krwistoczerwone. Ubrany był w ciemny, długi płaszcz. Ruszył dalej ścieżką, która prowadziła do ciemnego lasu, pozostawiając za sobą pobojowisko. Niegdyś była to spokojna polana otoczona drzewami, teraz było to legowisko zakrwawionych i pociętych, orkowych ciał. Mroczny Elf zboczył ze ścieżki i podążył w stronę, z której dobiegał szum rzeki. Drzewa wokół miały grube konary. Gdy szedł dalej i dalej, robiło się coraz ciemniej. Czasami był zmuszony użyć miecza, aby wytorować sobie drogę przez gąszcz chaszczy i wielkich, klejących się pajęczyn. Doszedł do rzeki, przykucnął, złapał wody w ręce i napoił się. Wstał i rozejrzał się wokół, gdyż poczuł, że jest obserwowany. Nagle poruszyło się coś w krzakach znajdujących się kilka metrów za nim. Wzmógł czujność, jego ręce spoczęły na rękojeściach. Podchodził powoli, starając się nie wydawać żadnych dźwięków. Krzaki znów się zatrzęsły. Szybkim ruchem wyciągnął sejmitary i już chciał atakować, lecz z krzaków wyskoczyła sarna i pobiegła w głąb lasu. Odetchnął z ulgą, schował broń i odwrócił się. Jego oczom, zamiast widoku rzeki, ukazały się duże i małe oczka otoczone włochatym futrem i kłami. Był to ogromny czarny pająk, który spuścił się z drzewa na grubej nici pajęczyny. Ledwo spojrzał w oczy wielkiego owada, już sejmitary znalazły się w jego dłoniach. Jednym krzyżowym cięciem odciął pajęczynę. Potwór runął na ziemię, lecz szybko się opamiętał i ruszył w stronę Durtha. Mroczny elf przekoziołkował nad poczwarą i zadał cios z góry nacinając jej powłokę. Miękko wylądował za nią i odwrócił się. Potwór zawył z bólu i wściekłości, zwrócił swoją szkaradną głowę w jego stronę. Skoczył na niego i przygniótł swymi włochatymi odnóżami. Jego kły coraz bardziej zbliżały się do twarzy elfa. Durth przetoczył się w bok i wbił obydwa ostrza głęboko w ciało poczwary. Z rany potwora wypłynęła ohydna, gęsta, zielona maź. Szybko wyczołgał się spod podbrzusza, przy okazji przecinając odnóża. Wielki pająk upadł i wydał z siebie serie pisków. Był zaskoczony szybkością i zwinnością mrocznego elfa, który właśnie kończył swoje okrutne dzieło, wskakując na poczwarę i odcinając jej głowę. Durth dyszał ciężko, spojrzał na ramię i stwierdził, że mocno krwawi. Przeklęty pająk! - pomyślał, po czym zeskoczył, schował miecze i ruszył w stronę głównej ścieżki.
Podążał nią już dość długo. Spojrzał na ramię. Rana nie wyglądała zbyt dobrze, była głęboka i nie przestawała krwawić. W końcu wyszedł z lasu i zobaczył przed sobą pagórek. Był to pochmurny, bezwietrzny dzień. Dotarł na szczyt pagórka i w dolinie ujrzał jakąś wieś. Była to niewielka osada, cóż więcej mówić, gospoda, sklep z bronią, jedzeniem, eliksirami i parę domów mieszkalnych. Dookoła otoczona była palisadą. Elf naciągnął kaptur na głowę i podszedł do bramy głównej.
-Stać! Kto idzie? - odezwał się strażnik z wieży.
-Ranny wędrowiec, nie odmówicie chyba opatrunku?
-Jak się zwiesz? - zapytał strażnik.
-Czy to ważne? Zaraz wykrwawię się na śmierć - odsunął rękę i odsłonił ramię.
-Niestety to konieczne, bez tego nie mogę Cię wpuścić - odparł nieustępliwie strażnik.
-Nazywam się Du….Durr - padł na kolana i jęknął.
Strażnik szybko zszedł z wieży, zawołał paru innych i otworzył bramę. Wyszli i powoli podnieśli Durtha. Jeden z nich spojrzał na niego i krzyknął:
-Toż to mroczny elf!
Reszta cofnęła się. Patrzyli na niego ze strachem i zarazem lekkim zaciekawieniem. Jedynym który został i dalej podtrzymywał elfa był strażnik z wieży.
-Czy to teraz takie ważne? Jeśli mu nie pomożemy zginie! - odparł strażnik.
-Może to i lepiej… - powiedział jeden z grupy.
-Róbcie co chcecie, ja mam zamiar zanieść go do Alerin. Opatrzy go, a potem zobaczy się co dalej… - po czym wziął elfa pod ramię i wszedł do środka.
Doszedł do sklepu z eliksirami i otworzył drzwi. W środku panował półmrok, okna były brudne i zawalone stosami ksiąg. Po bokach stały regały pełne probówek, butelek i innych szklanych wyrobów. Za ladą siedziała młoda, piękna dziewczyna o długich blond włosach. Czytała książkę przy zapalonej świeczce. Gdy weszli spojrzała na nich z lekkim niepokojem. -Co się stało? - powiedziała, wstając z krzesła.
-Nie wiem, nie zdążyłem się dowiedzieć. Podszedł pod bramę i prosił o pomoc - wyjaśnił strażnik.
-Połóż go tutaj - wskazała palcem na kanapę znajdującą się po lewej stronie pomieszczenia.
Strażnik ostrożnie opuścił elfa na kanapę.
-To ja może wyjdę -odparł - Nie będę Ci przeszkadzał, jak skończysz, daj znać - po tych słowach strażnik otworzył drzwi i wyszedł.
Alerin obejrzała ramię, po czym przygotowała szwy, spirytus, igłę i bandaż. Wzięła kawałek materiału, zamoczyła w spirytusie i przyłożyła do rany. Durtha przeszył oślepiający ból, ale nawet nie drgnął. Odłożyła materiał, przyniosła igłę i szwy. Nie minęło nawet pięć minut, a rana już była opatrzona i zabandażowana.
-Dzięki ci, o pani - odparł Durth.
-Drobiazg, powiedz lepiej jak to się stało?
-Mały wypadek przy pracy, nie ta szybkość i spostrzegawczość. Dałem się przygwoździć. Dosłownie. - mówiąc to uśmiechnął się.
-Lada dzień i rana powinna się zasklepić.
-Mhm. I wtedy będę mógł ruszyć w drogę.
-Ekhm. Z tym może być problem, strażnicy zaprowadzą cię pewnie do naszego władcy.
-W jakim celu? Czym zawiniłem?
-Jesteś mrocznym elfem, więc wszyscy się boją czy nie stanowisz dla nas zagrożenia. Pozwól, muszę na chwilę wyjść, czuj się jak u siebie, tylko niczego nie potrzaskaj - po czym wyszła i zamknęła drzwi na klucz.
Durth wstał, zamachnął się parę razy ręką, poczuł dotkliwy ból. Dobrze, że mogę nią przynajmniej ruszać - pomyślał. Podszedł do biurka, wziął książkę, którą czytała Alerin i spojrzał na okładkę: „Sztuki magiczne i medycyna”. Miał dziwne przeczucie, że wiąże się z magią. Odłożył księgę i podszedł do regałów. Na półkach stały przezroczyste butelki, w których znajdowały się różne mikstury, o różnych kolorach. Wziął jedną butelkę do ręki z zieloną cieczą w środku. Otworzył ją, powąchał i strasznie się skrzywił, ponieważ poczuł ohydny odór. Szybko zamknął butelkę i odłożył ją na miejsce. Drzwi otworzyły się na oścież, pierwsza weszła Alerin, a tuż za nią pięciu strażników prowadzonych przez Krona - wybawcę Durtha.
-Elfie pójdziesz z nami - powiedział stanowczym tonem.
-W porządku… - Durth ruszył otoczony przez eskortę za Kronem.
Doszli do największego domu znajdującego się we wsi i weszli do środka. Znaleźli się w długim, szerokim holu. Pod ich stopami ciągnął się czerwony dywan, który prowadził do tronu znajdującego się na podwyższeniu. Był on obłożony skórami z wilków i niedźwiedzi, na górze w oparciu umieszczone były dwa długie rogi skierowane ku górze. Gdy podeszli bliżej, Durth zobaczył człowieka w średnim wieku, który sądząc po budowie przeżył już wiele polowań. Miał na sobie futro z białego niedźwiedzia. W niektórych miejscach były ślady siwych włosów, miał parę zmarszczek i jedną długą bliznę, która zaczynała się u podbródka, a kończyła się na policzku.
-Witaj Mroczny Elfie, jam jest Kalther, władca tej osady.
-Witaj - Durth skinął głową.
-Mam z Tobą pewną sprawę do omówienia - ciągnął władca - Ale o tym później. Zostaniesz w naszej wsi jeszcze parę dni. Alerin powiedziała nam o twoim stanie i wiemy, że nie dasz rady podnieść miecza… - „mam przecież drugą rękę” pomyślał Duth, a władca kontynuował - Dostaniesz kwaterę, oczywiście pod nadzorem straży… Nie ufamy ci na tyle, byś mógł paradować po mieście bez obstawy - powiedział poważnym głosem Kalther - Teraz strażnicy odprowadzą cię do twojej kwatery.
Strażnicy odwrócili się i ruszyli w stronę drzwi, elf poszedł za nimi. Kwatera nie okazała się ruderą, był to osobny, opuszczony domek. W środku był stół, łóżko, dywan i dwa okna. Na stole stały dwie świece.
-Jutro czeka cię ciężki dzień, więc radziłbym się wyspać - odparł Kron, poczym wyszedł i zamknął za sobą drzwi.
Durth nie miał siły na rozmyślanie co miał na myśli, więc położył się i zasnął prawie natychmiast…
Glorfindell. |
komentarz[29] | |
|
|
|
|
|
Komentarze do "Tańczące Ostrza" |
|
|
|
|
|
|
|