Szukaj |
>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
|
|
|
Poszukiwania naszyjnika
- Cicho tutaj. Za cicho...
- Nie panikuj Goldof – powiedział przystojny, elegancko ubrany elf.
- Ja wcale nie panikuję – odpowiedział trochę zmieszany krasnolud – Zobaczymy co będziesz mówił jak za chwilę zza krzaków wyskoczą orki i obetną ci te twoje spiczaste uszka.
- Przestańcie! – wrzasnął ktoś z oddali – Mdli mnie już od tych waszych utarczek. Nie przyszliście tutaj się kłócić!
- Cicho bądź Rivard – krzyknął stłumionym głosem krasnolud – I nie drzyj się tak dupo wołowa, bo nas usłyszą!
Postać, która przed chwilą wrzasnęła przybliżyła się do nich. Był to wysoki, smukły człowiek w zielono-szarym płaszczu o długich, kruczoczarnych włosach. Na plecach miał zarzucony długi łuk po przekątnej z mieczem.
- Nic tam nie znalazłem. Żadnych wskazówek, śladów. Nic.
- Boś kurna źle szukał. Taki z ciebie tropiciel jak z koziej dupy trąba – wrzasnął Goldof.
- Jak taki jesteś mądry to sam idź se szukaj.
- A pójdę. Żebyś wiedział, że pój...
- Zamknąć się – przerwał Elf – Musimy coś zrobić, bo nie dostaniemy zapłaty.
- Narillen ma rację – powiedział krasnolud i westchnął – Nie myślałem, że to kiedyś powiem.
Mówiąc to podszedł do Rivarda i spytał:
- Na pewno nie wiesz którędy poszli?
- Nie, na niby – odpowiedział trywialnie człowiek – Zapadli się jakby pod ziemię...
Rivard przerwał w tym momencie. Pobiegł trochę dalej, na polanę usłaną kwiatami. Zaczął skakać i bić pięściami w ziemię. Później przykładał do niej ucho i nasłuchiwał.
- Jest! – krzyknął nagle – Mam go. Goldof, chodź mi pomóc. Szybko!
Krasnolud pospieszył ku niemu niezdarnym biegiem, cudem uniknąwszy upadku. Człowiek w tym czasie odgarnął ziemię z miejsca, w którym stał i oczom ich ukazały się wielkie metalowe drzwi.
- Pomórz mi je otworzyć – powiedział Rivard.
Chwycili uchwyty, które były przymocowane po obu stronach drzwi i z wielkim wysiłkiem podnieśli właz. Pod nim znajdował się tunel prowadzący w dół. Gdy zeszli po mizernie wykonanej drabinie z rzemieni zobaczyli kamienny korytarz. Co kilka metrów ustawione były belki podtrzymujące strop. Tropiciel co pewien czas przystawał, kucał i rozgrzebywał ziemię.
- Zmyślni są – powiedział Narillen - Nigdy bym nie pomyślał, że coś co „tak” wygląda mogło sobie stworzyć taką kryjówkę.
- To nie oni ją wykonali. To niemożliwe – przerwał mu Rivard – Ale to są ich ślady. Być może zastali to miejsce opuszczone i osiedlili się tutaj – popatrzył w górę – Tak, na pewno tak było. Orkowie nie żyją pod ziemią, nie mówiąc już o budowaniu kryjówek.
- To miejsce przypomina mi jaskinię w której mieszkał Uggerel – rzekł Goldof i splunął – Straszliwe plugastwo. Łeb miał jak czart, pięć kończyn i zad jak ogromna kura, która właśnie znosi jajo – wojownik przeklął – Że też takie coś istniało na świecie. Istniało – zaznaczył - Bom ubił stwora. A w barłogu swoim miał szatę z litego złotogłowia uszytą – przerwał na chwilę – Ma kto co do picia, bo mi z tego opowiadania i wrażeń w gardle zaschło?
- Ciszej bądź i wyjmij topór, za chwilę ci się przyda, boś nie jest w karczmie tylko na wyprawie.
Gdy tak rozmawiali doszli do końca korytarza. Przed nimi stały solidne, obite, drewniane drzwi. Elf podszedł do nich i lekko je popchnął.
- Zamknięte.
- No, to rozdupcamy? – spytał z uśmiechem krasnolud.
- A no rozdupcamy – odpowiedział Rivard.
Krasnolud cofnął się trochę i z rozpędu uderzył w drzwi barkiem. Odbił się od nich i upadł na ziemię klnąc straszliwie.
- Trzeba je toporem potraktować – powiedział wstając i otrzepując się z ziemi.
Zdjął topór z pleców i cisnął nim w drzwi. Pech chciał, że trafił akurat w stalowe okucie i topór mu się trochę wyszczerbił. Znów zaklął i powiedział:
- Solidne te drzwi.
- A no solidne – powiedział ze śmiechem Rivard – Tutaj przydał by się jakiś łotrzyk.
- Nie koniecznie – przerwał mu Narillen.
Elf coś szepnął i zrobił jakiś gest rękami. W tym momencie drzwi się otworzyły. Ujrzeli wielką komnatę. Na ścianach były powieszone gobeliny i obrazy.
- Nieźle się tu urządzi... Znaczy się nie oni, tylko ktoś inny się tu nieźle urządził – powiedział ze zdziwieniem Narillen.
- Teraz jestem już pewien, że przed orkami ktoś tu mieszkał – stwierdził tropiciel – Orkowie nie znają się na sztuce, a już na pewno nie wieszają obrazów na ścianach.
- A może tu nie ma orków?
- Na pewno są. Przecież widziałem ich ślady. Idziemy dalej.
Przeszli przez komnatę. Znowu zobaczyli korytarz.
- Dobra, teraz trzeba być cicho.
Na końcu tego korytarza też stały drzwi. Zza nich dochodziły odgłosy:
- Uggroa karri tan follero yk sarroz.
- Karto jir.
Rivard nasłuchiwał jeszcze chwilę, poczym odwrócił się i powiedział szeptem:
- To oni. Co najmniej czterech.
- Damy radę – odpowiedział równie cicho, uśmiechając się Goldof.
- No to wchodzimy. Raz, dwa i ...
Człowiek nie zdążył już powiedzieć trzy, bo jeden z orków jako pierwszy otworzył drzwi. Kiedy ich zobaczył wydał przeraźliwy okrzyk. Od razu sięgnął do pasa po broń, ale nie zdołał jej wyjąć, bo szybszy był Rivard, który strzelił z łuku prosto w jego lewe oko z odległości trzech metrów. Ork padł martwy. Człowiek, krasnolud i elf od razu wbiegli do pokoju. Stało w nim pięciu gotowych już do walki przeciwników.
- Chodźcie tutaj psie syny. Mój topór już na was czeka – krzyknął Goldof i cisnął orężem w orka, który stał najbliżej niego tak, że przeciął go na pół w pasie.
- Nieźle jak na krasnala – powiedział z uśmiechem na twarzy Narillen.
Zaraz po tym coś wymamrotał pod nosem i z jego rąk wyleciał wielki promień ognia, który trafił w orka z wielkim, pięknie zdobionym toporem. Ten, natychmiast upadł na ziemię i zaczął się tarzać chcąc zgasić płomienie, wrzeszcząc przy tym przeraźliwie. W tym samym czasie jeden z orków zaszedł od tyłu Rivarda i uderzył go mieczem od prawego barku do lewego biodra. Rivard krzyknął i upadł na ziemię. Potwór uniósł miecz do góry i kiedy ostrze już spadało na serce tropiciela, ork nagle znieruchomiał, wypuścił miecz, a z jego ust polała się krew. Spadł na człowieka. Za nim stał krasnolud, który właśnie wyciągnął topór z jego pleców. Goldof odrzucił ciało orka i przeciągnął zakrwawionego i ledwo żywego Rivarda pod ścianę.
- Trzymaj się chłopie.
- Uważaj!
Krasnolud szybko się odsunął i broń orka uderzyła w ścianę. Zaraz po tym poprawił drugim mieczem. Tym razem przejechał orężem po twarzy Goldofa pozostawiając na niej ogromną szramę i wycinając kilka włosów z jego brody.
- O wy gnoje. Moja broda!
Krasnolud straszliwie się rozsierdził. Uderzył tak, że odciął rękę orkowi, który próbował wyjąć miecz ze szczeliny, w której tkwił. Ork z wielkim krzykiem wyprowadził ripostę, ale krasnolud sparował cios pawężem i wbił topór pomiędzy żebra orka, a ten padł martwy. Do maga podszedł ork i uderzył go toporem. Elf zdołał zrobić unik, ale i tak został trafiony w udo. Zachwiał się, przy upadaniu zdołał jeszcze wypowiedzieć formułę zaklęcia i dotknąć wroga. Ork natychmiast zaczął się trzepać i wydawać jakieś stłumione odgłosy. Chwilę później zastygł w bezruchu. Ostatni ork, ten spalony, podniósł się niepostrzeżenie z ziemi i zaczął uciekać. Zobaczył to Rivard, który chwycił łuk, resztkami sił napiął cięciwę i strzelił tak precyzyjnie, że strzała trafił idealnie między łopatki wroga, a grot przeszedł na wylot. Ork runął jak długi na ziemię.
- Przeszukaj ich Goldof – powiedział stłumionym głosem Rivard – Szukaj naszyjnika.
Wojownik podchodził do każdego z trupów, a wszystkie co cenniejsze rzeczy chował do plecaka.
- Ej, ej – krzyknął Narillen – Tylko nie weź wszystkiego dla siebie.
- Za kogo ty mnie uważasz, za jakiegoś elfa? – powiedział oburzony krasnolud – Chcę to tylko schować, później będziemy się dzielić.
- Dobra, szukaj tego naszyjnika, bo jak się okaże, że tu go nie ma, to ja się powieszę.
Krasnolud doszedł do tego spalonego orka i krzyknął:
- Jest! Nareszcie jest! Jaki piękny.
Ściągnął biżuterię z paskudnej szyi orka i podszedł z nim do leżących kompanów. Naszyjnik rzeczywiście był piękny. Cały ze szczerego złota, a na końcu był umieszczony zielony ametyst. Na kamieniu był wyryty wąż przekłuty mieczem.
- Dobra robota panowie – powiedział z uśmiechem Goldof – Wracamy do Koryhanu. Możesz chodzić Narillenie?
- Chyba tak – odpowiedział czarodziej wstając z grymasem bólu na twarzy – Jakoś dojdę.
- Mnie będziecie chyba musieli nieść – powiedział Rivard.
Elf chwycił tropiciela za ręce, a krasnolud za nogi.
- Wygodnie ci?
- Jakoś przeżyję.
- No to idziemy.
Kiedy wrócili do miasta, najpierw poszli do kapłana, aby wyleczył Rivarda, a że był on ich znajomym nie stracili przy tym ani grosza. Następnie udali się do zamku. Przy bramie spotkał ich strażnik.
- Gdzie? – spytał opryskliwie.
- Do króla – powiedział Narillen.
- Byliście umówieni?
- Mamy coś dla niego. Powiedz mu, że najemnicy przybyli.
Strażnik wszedł do zamku, po chwili wrócił.
- Wchodźcie. Król was oczekuje w sali tronowej.
Gdy doszli do komnaty ujrzeli uradowanego króla, siedzącego na tronie.
- Witajcie wielcy bohaterowie – krzyknął król – Mam nadzieję, że macie naszyjnik mojej żony.
- Tak, tak, mamy. Bez niego byśmy tu nie przyszli – powiedział Rivard – A my mamy nadzieję, że król ma obiecane nam osiemset sztuk złota.
- Oczywiście, że mam. Tak więc, oto one.
Król wstał, podszedł do jednej z szaf, wyjął z niej obficie wypchaną sakiewkę i wręczył ją Rivardowi. Następnie Rivard schował ją, a zza pazuchy wyjął naszyjnik i oddał go królowi.
- Dzięki wam, o mężni wojowie – powiedział monarcha – Ten naszyjnik wiele dla mnie znaczy. Można nawet powiedzieć, że uratowaliście mi życie.
- Nie przesadzajmy.
- Wcale nie przesadzam. Od dzisiaj będziecie zawsze mile widziani w moim zamku. Dzisiaj wieczorem jest uczta. Proszę was o obecność na niej. Tylko najpierw umyjcie się proszę, Bo strasznie śmierdzicie…
Edrill. |
komentarz[14] | |
|
|
|
|
|
Komentarze do "Poszukiwania naszyjnika" |
|
|
|
|
|
|
|