Szukaj |
>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
|
|
|
Eireene popatrzyła na mistrza starając się zdławić rosnącą wściekłość. Więcej niż powinna potrzebować. Pewnie. Sam biegał w aksamitach kupowanych za pieniądze zrabowane jakiemuś smokowi, chyba smokowi, a może i nie... nieważne. W każdym razie odziewał się ze swojej kasy, kupował sobie ingrediencje i księgi, a ona musiała ciułać na to wszystko ze wspólnej kasy. I na dodatek kupować za to żarcie.
- Więcej. Więcej? Więcej! - Mag spojrzał na nią rozbawiony – Skąpiradło cholerne. Dałbyś jakieś pieniądze choćby na sukienkę, to by mi teraz nie brakowało. Naga mam chodzić? A uczyć to się może mam od babek-zielarek, skoro na księgi nie mam? Ale im też trzeba płacić! Może ty potrafisz robić złoto z powietrza, ale ja jakoś jeszcze nie, więc muszę sobie radzić. I nie wydawałam ich na drobiazgi, tylko na księgi i ingrediencje jakich potrzebuje do nauki, bo mi jego wysokość poskąpiła. I na suknie, choćby ten łachman, który mam teraz na sobie!
- Skończyłaś?
- Tak. Idę do siebie.
Mag z uśmiechem na ustach odprowadził swoją uczennicę i gdy ta zamknęła drzwi, pokiwał głową z rezygnacją. Była niepoprawna. Irytująca. Ale dzięki niej to pieskie życie było przynajmniej znośne. Coś się działo. W dobrym tego słowa znaczeniu – poprzedni uczeń chciał go zabić dla jego... w sumie nie bardzo wiedział dla czego. W każdym razie chciał być wielki. Eireene też chciała, ale była odrobinę rozsądniejsza. Na razie.
I Zarathos miał nadzieję, że tak pozostanie. Byłoby mu przykro, gdyby musiał zgładzić tę wesołą istotkę. Wzruszył ramionami. Miał do załatwienia parę spraw i Eireene będzie musiała sobie radzić. Pozostawało mieć nadzieję, że mieszkanko będzie całe i ogólnie w tym samym stanie w jakim je zostawi. Klasnął w dłonie i wydał polecenia służbie.
Gdy do pokoju weszli służący, skrzywił się lekko. W przeciwieństwie do krążących po okolicy legend służących miał całkiem normalnych, a nie jakichś śmierdzących nieumarłych. To, że lubi sztukę jakiej poświęcił się na początku swojej kariery, nie znaczy, że lubi spać w trumnie, zagryzać zaśmierdłym trupem i być obsługiwanym przez kościotrupy.
Usiadł na podsuniętym mu fotelu i zamknął oczy, pozwalając golibrodzie zająć się robotą. Gdy poczuł brzytwę na skórze zastanowił się, jak wielu magów pozwoliłoby się ogolić służącemu. Pomijając biegających za skarbami młodzików nie znał takiego. „Zbyt duże ryzyko”, uśmiechnął się w duchu. Pewnie, ale bez ryzyka życie nie miałoby smaczku. Zresztą...
- Wyglądasz pięknie – Eireene skwitowała starania Zarathosa gdy ten oglądał w lustrze rezultat pracy służby. Lustro, jak słusznie zauważyła młoda kobietka, służyło zasadniczo do magii, ale kupować drugie żeby się w nim przejrzeć? To by była dopiero głupota.
- Faktycznie. Warci pieniędzy, jakie im płacę. - Obejrzał się na Eireene i uniósł brew. – Wybierasz się gdzieś?
- Z tobą.
- Aha. - Mag skwitował stwierdzenie, ale nie zaprotestował. Za bardzo szanował swój spokój. - To bądź do czegoś przydatna i idź sprawdź, czy przygotowali nam konie.
- Jak sobie życzysz, mój panie i władco. - Eireene ze zręcznością właściwą jej rodaczkom zgięła się w ukłonie i wycofała tyłem. Mag parsknął śmiechem i wyciągnął rękę po płaszcz podróżny. Narzucił ciężką szatę na ramiona i po sprawdzeniu, czy w sakiewkach u pasa niczego nie brakuje, podążył śladami swojej uczennicy.
Gdy wyszedł na dziedziniec swojej posiadłości zobaczył to, czego się spodziewał. Eireene siedziała na Kościeju, ogierze o maści białej niczym wypolerowana kość i równie narowistym co jego imiennik. Teraz, pod niecierpliwą ręką dziewczyny, dreptał w miejscu czekając, aż jego pani pozwoli mu ruszyć galopem. Mag nie pochwalał wyboru, nie lubił tego ogiera i już parę razy zastanawiał się, czy go nie sprzedać. Ale Eireene uwielbiała narowistego konia, a jako córka pustynnych nomadów potrafiła sobie z nim poradzić. Więc ogier został.
Obok stała niewielka klaczka która przypominała wszystko, ale z całą pewnością nie konia, a w każdym razie nie zdrowego konia. Zmechacona sierść, tu i ówdzie prześwitująca, poznaczona bliznami skóra, resztki ogona i postrzępione uszy razem z bliżej nieokreślonego koloru sierścią sprawiały, że klacz wyglądała, jakby zaraz miała zdechnąć. Mag znalazł ją zdychającą na polu jakiejś bitwy i, z bliżej nie znanego sobie powodu, postanowił ocalić jej życie. Po prawie roku kuracji – magicznych i nie tylko – udało mu się przywrócić klaczkę do normalnego życia, za co ta odwdzięczała mu się wdzięcznością jakiej nie znalazł nigdy u żadnej innej żywej istoty. Martwej zresztą też nie.
Zarathos wyciągnął z sakwy grudkę cukru i podał klaczce.
- Na, mała. Pojedziemy na małą przejażdżkę, co? - Klaczka chwyciła cukier i pokiwała głową. - Wiedziałem, że nie będziesz miała nic przeciwko.
strony: [1] [2] [3] [4] |
komentarz[23] | |
|
|
|
|
|
Komentarze do "Arcymag - Podróż" |
|
|
|
|
|
|
|