Szukaj |
>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
|
|
|
- Skończmy z tym – bąknął Oko Gruumsha w elfim, aby jego orki go nie zrozumieli, poczym dziarsko wstąpił do kręgu, który tworzyli i podszedł do tego prowizorycznego ołtarza.
- Ty, Który Patrzysz – zaczął Dorach zaczerpnąwszy uprzednio tchu – my, twoje wierne dzieci błagamy cię dziś o twą uwagę...
Wraz z kolejnymi słowami jego głos zyskiwał na pewności i sile, jaskinia zaczynała rozświetlać się na czerwono. Zebrane wokół orki rytmicznie uderzały tępą stroną broni w swoje owleczone zbrojami piersi dostosowując tempo do słów swojego przywódcy. Ołtarzyk, na którym leżało dziecko zaczął delikatnie błyszczeć na czerwono a na jego powierzchni pojawiły się orcze słowa, zwieńczone symbolem Jednookiego. Oko Gruumsha nabrał ponownie powietrza, poczym spojrzawszy na jeden z czerwonych symboli powrócił do inwokacji.
- Zgodnie z twym życzeniem... – przerwało mu jednak głośne warczenie i zdziwione orki zobaczyły jak jakiś ciemny kształt wskoczył nagle pomiędzy nich i odbiwszy się od ziemi rzucił na Doracha obalając go na ziemie. Nieomal w tym samym momencie w bok jednego z pozostałych wojowników uderzył ciężki bojowy młot gruchocząc mu kości i obalając na ziemie. Błysk jaki rozległ się przy uderzeniu oślepił na chwilę pozostałych i kiedy ich oczy odzyskały wzrok widzieli już zakutego w czarną zbroję krasnoluda o czarnej brodzie i ognistym spojrzeniu. Krocząca u jego boku kobieta zakręciła młyńce swoimi dwoma toporami i z głośnym "Clangedin!" na ustach wparowała pomiędzy skołowaciałe orki.
Nie byli to jednak zwykli niezorganizowani zielonoskórzy, a doskonale przeszkolona, elitarna straż przyboczna najwyższego kapłana – sługi potężnego boga. Kiedy padł następny z nich reszta ryknęła wściekle rzucając się na atakujących. Ther nie zwrócił jednak na nich uwagi. Złapawszy ponownie stylisko swego ciężkiego młota ruszył między nimi zwalniając tylko na tyle, aby odbić co potężniejsze spadające na niego ciosy. Resztą nie przejmował się, wiedział bowiem, że zbroja wytrzyma. Musiał się zaś śpieszyć...
Dorach otrząsną się już z zaskoczenia i teraz bardziej rozwścieczony niż przerażony atakiem wilczycy warknął wściekle. Krwawił z kilku drobnych ran, ból był jednak czymś co znał doskonale. Dlatego nie osłabiony w żaden sposób uderzył jak błyskawica. Jego szerokie łapy zacisnęły się na wilczej łapie i karku z taką siłą, że z zębatej paszczy wydobyło się pełne bólu piszczenie. Oko Gruymsha cisnął zwierzęciem o ścianę jakby wilczyca nic nie ważyła. Krasnolud zaklął szpetnie kiedy zwierze poczęło zmieniać kształt i przybrało postać elfki. Znaczyło to, że druidka była albo nieprzytomna albo martwa. Rozwścieczony tym czarnobrody skoczył na przeciwnika, ork zdołał już jednak dobyć swego miecza. Orcza i krasnoludzka stal zderzyły się ze sobą z głośnym trzaskiem, a obaj przeciwnicy od razu poczęli wymieniać ciosy. Zielonoskóry miał nad krasnoludem przewagę zasięgu ramion, lekkości i długości broni. Jednak po chwili Ther z rozdrażnieniem zauważył, że nie tylko. Już ponad pół tuzina ciosów spadł na jego grube płyty i gdyby nie wspaniała zbroja zapewne by już nie żył. Dorach przewyższał go pod każdym względem, był bardziej wprawnym szermierzem i górował nad dumnym krasnoludem siłą.
Wtem w plecy Oka uderzył topór, rozszczepiwszy zbroje na jego plecach. Zielonoskóry nie zwrócił uwagi na ból, rozwścieczył go jednak ten dodatkowy atak. Kraya wyśpiewawszy ostatnie wersy bitewnej modlitwy ruszyła do ataku. Drugi z jej toporów zapłoną żywym ogniem ork się jednak tego nie przeląkł. Sam wyryczał pospiesznie prośbę do swego patrona i poczuł jak jego rany nie tylko mniej doskwierają, ale również napływają nowe siły a miecz staje się lżejszy. Zaskoczywszy małżeństwo wojownika i kapłanki Oko Gruumsha zamiast do obrony, przeszedł do ataku. Sprawiedliwie rozdzielając razy odtrącił i rozdzielił krasnoludy ponownie znacząc ich zbroje rysami i wgnieceniami.
Nagle cios który miał spaść na głowę kapłanki natrafił niespodziewanie na inne długie ostrze. Ronan wznosząc okrzyk bojowy plemion Uthgardu odepchnął broń orka, zakręcił ją wokół swego ostrza i gwałtownie wyrzucił ramiona do przodu. Stalowa głowica z dwoma wygrawerowanymi toporami trafiła przeciwnika w pusty oczodół po raz pierwszy wydobywając z jego gardła krzyk bólu. Człowiek nie zamierzał dać zataczającemu się do tyłu wrogowi czasu na dojście do siebie i uderzył po łuku. Dorach zdołał jednak zablokować cios i przezwyciężając chwilową słabość przeszedł do kontrataku. Uthgarczyk ryknął z wściekłości pozwalając ponieść się szałowi. Dwaj olbrzymi wojownicy starli się w miażdżącej wymianie ciosów. Małżeństwo stanęło tuż przy nich, poruszali się jednak za szybko aby bezpiecznie mogli dołączyć do walki. Kapłanka rozpoczęła recytacje modlitw mających odnowić siły i zwiększyć możliwości przyjaciela, wojownik zaś przestępował z nogi na nogę.
Po chwili jednak, pomimo wsparcia Krayi człowiek nie zdołał odbić jednego ciosu i szerokie ostrze rozpłatało jego zbroje i ciało na udzie. Ronan opadł na zranioną nogę czując jak ból przezwycięża wściekłość a siły go gwałtownie opuszczają. Oko jakby również to wyczuł, bowiem usta wykrzywił mu wredny uśmiech. Obróciwszy miecz w dłoni wzniósł go do ciosu, nie dostrzegł jednak chytrego błysku w oku klęczącego barbarzyńcy. Ronan szarpnął nagle czując nowy przypływ wściekłości i sztych jego miecza przeszył trzewia drugiego z braci. Oko Grummsha zachwiał się zaskoczony nagłym bólem i niespodziewanym atakiem. Utharczyk przekręcił miecz w ranie i spróbował go wyciągnąć, ork jednak zdzielił go kolanem w tors odrzucając od siebie. Mając już wzniesiony miecz wykonał zamach chcąc ubić zuchwałego człowieka, w tym samym jednak momencie drugi z rzuconych toporów roztrzaskał mu goleń. Podobnie jak wcześniej Uthgarczyk tak teraz najwyższy sługa Gruumsha zwalił się na jedno kolano. Warknął ponownie podpierając się na mieczu i podnosząc wzrok na znienawidzone krasnoludy. Zrobił to akurat we właściwym momencie, aby zobaczyć mknące w stronę swojej głowy obuszysko młota. Ciężki kawał stali rozgniótł czaszkę zielonoskórego jak jajko obryzgując okolice jej zawartością. Ther wrzasnął tryumfalnie, kiedy olbrzymie cielsko odpadło na bok. Walka była skończona...
***
Kraya otarła czoło wstając od posłania elfki. Druidka oddychała spokojnie pod futrzanym przykryciem leżąc raptem kilkanaście centymetrów od niewielkiego ogniska. Polanka na której drużyna rozbiła obozowisko skryta była wśród masywnych drzew, ustawionych jednak tak, że było widać na niebie plejadę gwiazd.
- Przeżyje, choć będzie miała kaca przez tydzień – powiedziała kapłanka widząc pytający wzrok męża. Uthgarczyk parsknął cicho.
- Czyli będzie tak jak po zwykłej bibie – powiedział uśmiechając się. Dziecko które trzymał na rękach z olbrzymią wprawą nawet tego nie zauważyło nadal smacznie śpiąc.
- Musimy ustalić co zrobić z małym – słowa krasnoluda spadły na resztę jak gromy. Wszyscy wiedzieli, że ten temat się pojawi i po cichu rozważali to już wcześniej.
- Nie możemy go zabrać do naszej kopalni – kapłanka odezwała się pierwsza – mało kto zaakceptuje tam człowieka. Półork zginie nim będzie mógł chodzić i nie zdołamy temu zapobiec.
- Silviena mogłaby zabrać go do swojego gaju – zasugerował jej mąż. Człowiek pokręcił jednak głową.
- Słyszałem o półorkach druidach, ale wszyscy znaliśmy rodziców tego malca – powiedział – nie takiego losu by dla niego chcieli.
- Nie możemy go też odesłać ani do kościoła Tyra, ani do Rashemenu ani tym bardziej do rodziny Ariany – zauważyła kapłanka Srebrnobrodego. Jej maż pokiwał tylko głową.
- Zginąłby jeszcze szybciej niż u nas i też byśmy nie zdołali go ochronić.
- A to mój lud zwiecie barbarzyńskim – Ronan pokręcił głową rozbawiony – ja więc go wezmę i wychowam. Odchowałem już dwoje dzieci, będzie bratem mego najmłodszego syna.
- A więc postanowione – twarz czarnobrodego wypogodniała – będziemy ci pomagać w jego wychowaniu...
- Ja myślę – odrzekł barbarzyńca – kiedy on dorośnie ja już posiwieje. Gdybym zginął nim będzie w stanie sam sobie poradzić na was będzie spoczywał obowiązek chronienia go.
Małżeństwo pokiwało głowami na znak zgody.
- Przysięgamy na Moradina – powiedział Ther a jego żona złożyła przysięgę na swojego patrona. Nieświadomy tego wszystkiego chłopiec zaczął ssać kciuk przez sen...
Wierzbowski.
strony: [1] [2] [3] [4] [5] |
komentarz[15] | |
|
|
|
|
|
Komentarze do "Drużynowe więzi" |
|
|
|
|
|
|
|